W 2002 roku, kiedy Adam Małysz święcił swoje triumfy, a Edyta Górniak odśpiewała niezapomnianą wersję hymnu – w Częstochowie przy ulicy Kasztanowej powstała mała, przytulna drukarnia, która wkrótce zawojowała rynek poligraficzny w Polsce. W kolejnych blogowych wpisach postaramy się skompresować 20 lat naszej historii i przytoczyć w nich najciekawsze jej fragmenty. A więc to było tak…
Koncept
Drukarnia ViperPrint od początku była pomysłem Macieja i Pawła – dwóch grafików przed 30-tką, którzy postanowili rzucić wcześniejsze zajęcia, by zrealizować swoją koncepcję szybkiej i nowoczesnej drukarni wysyłkowej. Można powiedzieć, że porywali się trochę z motyką na słońce bo o druku przez internet w Polsce prawie nikt jeszcze wówczas nie słyszał. Mało kto korzystał też z takich serwisów jak Allegro czy Google. Nie dysponowali oni też wówczas żadnymi maszynami, ale za to mieli mnóstwo zapału i pomysłów. Podobnie jak trzy pierwsze zatrudnione osoby: Kamila, Gosia i Robert. Główną działalnością miał być druk podstawowych produktów reklamowych: wizytówek, biznes kart i ulotek. Założenie było takie by wydrukować je w dobrej cenie, szybciej niż tradycyjne drukarnie i koniecznie w offsetowej jakości. Istotna była też łatwość zamawiania.
Pierwsza strona internetowa miała właśnie uprościć sposób zamawiania, jak również być sposobem na dotarcie do klientów nawet z drugiego końca Polski. Jej pierwsza wersja miała oldschoolową żmiję w logo, zawierała tylko 4 rodzaje produktów: wizytówki, biznes karty, ulotki i karty pocztowe i ładowała się wieki, podobnie jak większość stron w tamtym czasie. Ale była, wystarczyło wypełnić formularz zamówienia i wysłać go… faxem.
Fax na pomoc
Nad w pełni sprawnym systemem online intensywnie pracowaliśmy, natomiast przy pierwszych zleceniach wspieraliśmy się zapomnianym już wynalazkiem, jakim był fax. Jak to wyglądało w praktyce?
Na naszej stronie był do pobrania formularz zamówienia, w którym wypełniało się kto co zamawia i na jaki adres ma zostać wysłana paczka. Wypełniony formularz był wysyłany przez klienta faxem. Ponieważ w przypadku wizytówek klienci składali zamówienia do piątku, zazwyczaj na „ostatnią minutę” – rano w piątek witały nas wstęgi zamówień z faxu! Całe przefaksowane rolki walały się nam po podłodze. – wspomina Kamila, nasza pierwsza frontmenka.
Zamówienie zlecone, a jak dostarczyć plik? Czasami przesyłało się go w wiadomości email, a jeśli był zbyt duży wysyłało na płycie CD. Termin „upload” jeszcze wówczas nie istniał.
Machina ruszyła
Ok, plik dostarczony, zamówienie złożone! Możemy uruchamiać machinę produkcyjną!
Na początku był tygodniowy cykl produkcyjny jeśli chodzi o wizytówki. Do piątku klienci składali zamówienia, które przez weekend montowaliśmy na arkuszu. W poniedziałek składało się zamówienie w zaprzyjaźnionej drukarni na arkusz, a na wtorek mieliśmy już gotowe, wydrukowane arkusze. W środę arkusze zawoziliśmy do Katowic do foliowania. Tam czekaliśmy na zafoliowanie, a następnie wracaliśmy z arkuszami do Częstochowy, aby je pociąć i włożyć do pudełek.
Klocki w teorii poukładane, ale trzeba było nie lada wysiłku aby spiąć to wszystko w całość i dopilnować terminu. Legendarny już żółty Hyundai Atos, który kursował z arkuszami na linii Częstochowa – Katowice miał rozgrzany do czerwoności silnik i nawet nie próbował hamować na trasie.
Jak wspomina Kamila – najtrudniejszym dniem był czwartek: Czwartek to był dzień wysyłki, więc siedzieliśmy do oporu, żeby wszystko wysłać. W sezonie nawet do 19-20tej. To było jak czeski film. Wizytówki w pudełkach należało teraz posortować, odpowiednio oznaczyć, dołączyć ręcznie stworzone faktury, spakować a na końcu wypisać listy przewozowe Szybkiej Paczki (tak wówczas nazywane były usługi GLS). Możecie sobie wyobrazić ten chaos. Ale uczyliśmy się organizacji i cały czas usprawnialiśmy naszą koncepcję. Każdy z pracowników dołożył swoją cegiełkę.
Co macie nowego na stronie?
W 2003 roku nasza drukarnia zaczęła oferować teczki ofertowe i ulotki składane. A w październiku rozpoczęliśmy nasz pierwszy sezon kalendarzowy. Zlecać można było kalendarze trójdzielne i malutkie biurkowe piramidki. Nowe produkty w przeciwieństwie do wizytówek realizowane były w trybie 2-tygodniowym.
W 2004 roku z kolei zdecydowaliśmy się na poszerzenie oferty o nowy papier. Po researchu naszego wówczas 1-osobowego Działu Marketingu doszliśmy do wniosku, że oprócz wizytówek na kartonie Arktika 300g jest zapotrzebowanie także na niższy nakład – 500 sztuk na poszukiwanym przez klientów papierze kreda 350g. Wizytówki Classic – jak je wówczas nazwaliśmy stały się wielkim hitem, i niezmiennie są nim do dziś.
Czas na promocję
Czymże byłby nawet najlepszy koncept i produkt bez promocji? Nie próżnowaliśmy i w tym temacie i stale prezentowaliśmy naszą ofertę na tematycznych targach. Nasza obecność na targach RemaDays w Warszawie (byliśmy tam na I edycji), jak i poznańskiej Poligrafii stała się nieodłączną częścią naszej historii.
Ekspansja
Rok 2006 przyniósł nam ze sobą wiele zmian. Przede wszystkim odświeżyliśmy naszą stronę internetową. Ale oprócz tego uruchomiliśmy dwa dodatkowe serwisy. Po pierwsze uznaliśmy, że naszymi usługami mogą zainteresować się również nasi zachodni sąsiedzi – Niemcy. Powstała zatem dedykowana dla nich strona ViperPrint.de, której rozwojem zajmowała się Kasia. Serwis funkcjonuje do dziś i ma się dobrze. Po drugie aby mieć możliwość wykonywania niestandardowych i szybkich zleceń – powstał kolejny bliźniaczy serwis ViperCyfra – drukarnia cyfrowa.
Ekipa ViperPrint osiągnęła już liczebność ponad 15 osób, ale nasz park maszynowy był nadal bardzo skromny. W naszym posiadaniu były zaledwie maszyna do druku cyfrowego Konica Minolta, foliarka Delta, niewielka gilotyna i… automat do kawy. To wkrótce miało się zmienić po przeprowadzce do nowej siedziby.
Klucz
Pierwszy okres naszej działalności tak podsumowuje Kamila, nasz ówczesny filar Biura Obsługi Klienta:
Nasza koncepcja wysyłkowej drukarni nie była jakimś bardzo nowatorskim pomysłem. Wcześniej próbowało to robić kilka innych firm. W tym przypadku sprawdza się jednak stara prawda o biznesie. Wcale nie trzeba wymyślić coś czego nie było, wystarczy zrobić to lepiej niż poprzednicy. Różnica polegała na tym, że postawiliśmy na bezkonkurencyjną jakość offsetową w produktach, które bardzo rzadko były drukowane tą techniką ze względu na koszty druku. Konkurenci czekali też z drukiem na całkowite zapełnienie arkuszy. Czasem trwało to 2-4 tygodnie, a dla klientów to trwało to zdecydowanie za długo. I w tym był klucz do sukcesu, bo my nie czekaliśmy. Niezależnie czy na arkuszu B2 wylądowało 7 czy 11 wizytówek – był on drukowany, tak aby klient na 100% mógł otrzymać swoje wizytówki w przewidzianym terminie. Puste miejsca na pierwszych arkuszach zapełnialiśmy naszymi próbkami, które z kolei rozsyłaliśmy naszym klientom. Dzięki tej pewności co do terminu realizacji i bardzo dobrej jakości – klienci do nas wracali
I tak w czasach, gdy nikt nie myślał, że Nasza Klasa zniknie z powierzchni ziemi – my dokładaliśmy kolejne cegiełki (nie eurogąbki) do naszego rozwoju. O tym co wydarzyło się dalej przeczytacie w następnym naszym wpisie.